piątek, 13 września 2013

Szukając Alaski

– Widzę, że zdążyłeś już udekorować to miejsce – powiedział, wskazując na mapę świata. – Podoba mi się. 
A potem zaczął wymieniać nazwy krajów. Mówił monotonnie, jakby robił to już wcześniej tysiąc razy. 
Afganistan. 
Albania. 
Algieria. 
Amerykańskie Samoa. 
Andora. 
I tak dalej. Zdążył przebrnąć przez „A”, kiedy podniósł wzrok i zauważył, że gapię się na niego z niedowierzaniem. (…) 
– No, każdy ma jakiś talent. Ja potrafię zapamiętywać różne rzeczy. A ty? 
– Znam ostatnie słowa sławnych ludzi – uczenie się ostatnich słów było moją przyjemnością. Inni mieli swoją czekoladę. Ja miałem przedśmiertne deklaracje. 
– Na przykład? 
– Lubię ostatnie słowa Henryka Ibsena. Był dramaturgiem – wiedziałem dużo o Ibsenie, ale nigdy nie przeczytałem żadnej z jego sztuk. Nie lubiłem czytać dramatów. Lubiłem czytać biografie. 
– Jasne, wiem, kim on był – powiedział Chip. 
– No więc, od pewnego czasu był chory i jego pielęgniarka powiedziała do niego: „Wygląda na to, że dziś czuje się pan o wiele lepiej”, a Ibsen popatrzył na nią i powiedział: „Wprost przeciwnie” – i umarł. 
Chip wybuchnął śmiechem. 
– To makabryczne. Ale podoba mi się. (…) No chodź, wiele-Milesie Halterze. Mamy kupę spraw do załatwienia. (…) I nie nazywaj mnie Chip. Nazywaj mnie Pułkownik. 
Zdusiłem śmiech. „Pułkownik”? 
– Właśnie. Pułkownik. A ciebie nazwiemy... hmmm. Klucha. 
– Hę? 
– Klucha – powtórzył Pułkownik. – Bo jesteś chudy. To się nazywa ironia, Klucha. Słyszałeś kiedyś o czymś takim? A teraz chodźmy po papierosy i zacznijmy ten rok jak należy. 
Wyszedł z pokoju, znowu przyjmując za rzecz oczywistą, że udam się za nim, co tym razem zrobiłem. Dzięki Bogu, słońce chyliło się już ku zachodowi. Przeszliśmy dalej pięć pokoi, do pokoju 48. Do drzwi ktoś przykleił taśmą klejącą tabliczkę. Było na niej napisane niebieskim markerem: „Alaska ma jedynkę!”.